środa, 12 lutego 2014

Rozdział 6.


Usłyszałam zgrzytanie kości i Louis upadł momentalnie na ziemię. Wyglądał jak dziecko we mgle. Jestem pewna, że jego szczęka bądź nos nie jest już w takim samym stanie jak przed chwilą.
Nieznajomy `złapał go za fraki` i podniósł. Tylko jeden cios a brunet wyglądał okropnie. Sińce pod oczami (co świadczyło o tym, że to jednak nos ucierpiał najbardziej), na policzku powoli pojawiało się zaczerwienienie a z wargi sączyła się krew. Nie powiem żeby było mi go szkoda.
-Przeproś grzecznie panią - niebieskooki wysyczał mu do ucha.
-Prze..przepraszam. - trochę za późno na skruchę. Ale chyba dostał dość dobrą nauczkę, nie musi więcej obrywać, dlatego też kiwnęłam delikatnie głową.
-A teraz zapamiętaj, że kobiet się tak nie traktuje i spierdalaj stąd - zawarczał mój wybawca i popchnął Louisa do przodu. Chłopak zatoczył się i zrobił dwa kółka w okół własnej osi, najwidoczniej dalej do niego nie dotarło co się dzieje. W końcu skierował się w stronę domu.
Stałam tam oszołomiona z koparą przy samej ziemi i nie wiedziałam do mam ze sobą zrobić. Jedyny ruch jaki potrafiłam wykonać był po to by zakryć swoje półnagie piersi dłonią. Koronkowy stanik nie był dobrym rozwiązaniem. Jako że moja koszulka leżała rozerwana na pół a koszula wymieszana z błotem nie miałam co na siebie zarzucić, a w takim stanie na pewno nie wrócę do domu. Ratował mnie jedynie telefon do Meg.
-Trzymaj - usłyszałam głos chłopaka stojącego przede mną i popatrzyłam na niego zaskoczona. Niemal zapomniała, że wciąż tu jest. Blondyn podawał mi szarą bluzę z wielkim napisem NIKE, którą jeszcze przed chwilą miał na sobie. Teraz stał przede mną w samym t-shirt`cie który opinał się na jego umięśnionym torsie. Wyciągnęłam dłoń i wzięłam od niego okrycie, które szybko zarzuciłam na siebie. Bluza była wielka, zasłaniała mi nawet spodenki i wyglądałam w niej jak w sukience. Ale przecież lepsze to niż nic. Emocje zaczęły ze mnie opadać i zrobiło mi się cholernie zimno.
-Chodź, odprowadzę Cię do domu - miękki i przyjazny głos chłopaka dotarł do mojego ucha.
-Poradzę sobie sama- wydukałam. Już i tak mi pomógł, ratując mi dupę. Taki superman jak on na pewno ma wiele ciekawszych rzeczy do roboty.
-Nie ma mowy żebym teraz zostawił Cie samą. - brzmiał stanowczo. Nie było sensu się kłócić. Dopadało mnie zmęczenie i jak najszybciej chciałam się znaleźć w swoim łóżku. Dobrze, że do domu było niedaleko. Kiwnęłam delikatnie głową, dając niebieskookiemu do zrozumienia, że nie będę z nim walczyć i powoli ruszyłam w odpowiednim kierunku.
-Potrafisz pojawić się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. - przerwałam narastająca, krępującą ciszę.
-Może jestem Twoim aniołem stróżem - chłopak uśmiechną się delikatnie w moim kierunku, a ja poczułam jak w moim gardle narasta wielka gula a w ustach robi się sucho. Przez głowę przeleciał mi tylko jeden obraz, Micke`a leżącego w szpitalu i trzymającego mnie za dłoń: `Będę Twoim aniołem stróżem, pamiętaj`. Pamiętam to jak dziś i nigdy nie zapomnę. Oczy zaczęły mnie piec i czułam jak spod powiek próbuje się wydostać słony płyn.
-Wszystko w porządku? - blondyn wyglądał na skonsternowanego. Szybko wróciłam do rzeczywistości i zamrugałam dwa razy nie dając łzom wypłynąć spod powiek.
-Chyba lubisz zadać to pytanie - uśmiechnęłam się do niego. - Jest ok. Więc skąd się tam wziąłeś?
-Akurat wracałem z treningu z uczelni i usłyszałem Twój głos. Nie brzmiał zbyt wesoło, dlatego postanowiłem zajrzeć między hangary i dalej wiesz co się działo. - chłopak spuścił wzrok na swoje dłonie.
-Tutaj trzeba skręcić. - wskazałam wąską uliczkę prowadzącą do domu babci. - Twój lewy sierpowy mógłby pewnie położyć każdego. Trener musi być z Ciebie dumny.
- Ta - chłopak wyglądał na rozbawionego. - Tyle, że ja akurat trenuje rugby.
-Oh. W takim razie pomyśl nad zmianą dyscypliny - wypaliłam. Ja pierdziele, kim ja jestem żebym pierdzielić taki głupoty.
-Trenowałem kick-boxing przez 7 lat. Mój tato jest trenerem. Niestety kontuzja pogrzebała moje szanse na osiągnięcie czegokolwiek w tym sporcie - usłyszałam gorycz w głosie chłopaka i smutek w jego oczach. Dziwne ale ukuło mnie to strasznie. Nie chciałam widzieć go smutnego. DLACZEGO?! Co mnie to obchodzi? Potrząsnęłam delikatnie głową próbując odgonić od siebie myśli.
-Przykro mi - popatrzyłam na niego posyłając mu smutny uśmiech. - Tak poza tym jestem Joana, Jo -właśnie sobie uświadomiłam, że jeszcze się sobie nie przedstawiliśmy. Strasznie chciałam znać jego imię. Cholera.
-Niall - blondyn posłał mi swój pełen uśmiech, który prawie ściął mnie z nóg. Trzeba przyznać, zapiera dech w piersiach!
-Jesteśmy na miejscu. - powiedziałam stając na ganku. - Wejdziesz na kawę? - wypaliłam. Nic innego nie przyszło mi w tej chwili do głowy.
-Nie - chłopak zaśmiał się pod nosem. Idiotka ze mnie. - Przepraszam, ale muszę już lecieć. Na razie, Jo - na odchodne posłał mi ten zniewalający uśmiech.
-Pa. - zaczęłam grzebać przy zamku, lecz nim nacisnęłam za klamkę, odwróciłam się i zawołałam - Niall.
Chłopak właśnie zszedł z ganka i popatrzył na mnie pytająco. Podeszłam do niego stając na najniższym schodku, pomimo tego blondyn wciąż był wyższy ode mnie. Ja pierdziele, kurdupel ze mnie! Stanęłam na palcach i pocałowałam chłopaka w policzek, po czym szybko odwróciłam się na pięcie i weszłam do domu zostawiając lekko zszokowanego Niall`a przed domem.
CO TO DO CHOLERY BYŁO? Tylko jedno pytanie wirowało mi w głowie gdy oparłam ją o chłodne drzwi. Meg jeszcze nie było w domu. Może to i lepiej..
Zapaliłam światło i podeszłam powoli do lustra. Wyglądałam żałośnie! Włosy potargane, makijaż rozmazany do tego porwane rajstopy i rozcięta waga. Na dodatek wciąż miałam na sobie bluzę Niall`a. Jak ja mu ją teraz oddam? Cholera! I chyba nawet zapomniałam mu podziękować za uratowanie mi skóry. Bardzo ładnie z mojej strony. Eh..
Nie miałam już siły na nic. Skierowałam się prosto do mojego pokoju, przebrałam się w pidżamę i opadłam na miękką pościel. Zasnęłam w ułamku sekundy.`Zaufanie to szmata` zamajaczyło mi jeszcze w myślach.


***
Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno. A to coś nowego. Angielska pogoda częściej obfituje w deszcz niż słońce. Spojrzałam na zegarek, 9 rano.  I tak już nie zasnę. Zerwałam się z łóżka ale chwilę później znów na nie opadłam. Bolało mnie wszystko, dosłownie! Każdy najmniejszy skrawek mojego ciała krzyczał z bólu. Nie wspominając już o głowie, która wydawała się 10 razy cięższa niż zazwyczaj.
Spróbowałam jeszcze raz i powoli zwlekłam się z łóżka. Złapałam czystą koszulkę i majtki i weszłam do łazienki. Przeraziłam się swoim własnym odbiciem w lustrze. Oczy miałam podkrążone, a wargę spuchniętą. To, że nie zmyłam wczoraj makijażu wcale nie polepszał sprawy, wręcz odwrotnie.
Wzięłam szybki prysznic i zmyłam makijaż. Zarzuciłam na siebie ogromy t-shirt a mokre włosy zaplotłam w ręcznik, gdy mój żołądek dał o sobie znać.
Już na schodach słyszałam, że ktoś tłucze się w kuchni. Byłam pewna, że to Meg. Oh jakże się myliłam! Gdy stanęłam w drzwiach do małego pomieszczenia kompletnie mnie zamurowało! W naszej kuchni stał półnagi chłopak (dokładnie miał na sobie tylko bokserki) i pichcił coś na kuchence! Jego ciało pokrywały tatuaże a na głowie miał ogrom niesfornych loków Nieznajomy zauważył mnie i uśmiechną się do mnie serdecznie. Oh.. piękne dołeczki!
-Cześć, jestem Harry! Ty musisz być Jo - chłopak odezwał się gdy wpatrywałam siew niego jak w zjawę.
-Tak, cześć - uśmiechnęłam się niepewnie i `machnęłam` do chłopaka. Powoli wycofałam się z kuchni nie spuszczając oczu z loczka. Stanęłam przy schodach i krzyknęłam:
-Meeeg - chłopak wciąż się do mnie uśmiechał. Nawiedzony czy co?
-Co jest? - zapytała przyjaciółka zbiegając ze schodów i stając przede mną.
-Możesz mi powiedzieć kto to jest? - zapytałam cicho.
-Oh.. Harry - powiedziała dziewczyna i obróciła głowę w jego stronę. Zjechała go wzrokiem od góry do dołu przygryzając wargę. Westchnęła cicho pod nosem i z uśmiechem na ustach pomachała do bruneta, na
co odpowiedział jej tym samym. Ja pierdziele.. Istny dom wariatów.
-To, że Harry to wiem. Przedstawił się! - odparłam lekko podirytowana. - Ale co on tutaj robi?
-Ej, spokojnie! -skrzywiła się Meg. - Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. Zniknęłaś mi gdzieś wczoraj, a było już późno więc Harry zaproponował, że mnie odprowadzi. Ponieważ padało powiedziałam mu żeby został na noc. Spał na kanapie. - podkreśliła `kanapie`.
-No dobra, niech Ci będzie. - odparłam. Dziewczyna przechyliła delikatnie głowę i skanowała mnie wzrokiem z rozdziawioną gębą. Chyba dopiero teraz zauważyła w jakim stanie jestem.
-A Tobie co się do cholery stało?! - wypaliła trochę zbyt głośno.
-Pogadamy jak pożegnasz kolegę - weszłam powoli po schodach do pokoju. Skąd w tym Londynie bierze się tylu przystojniaków?
Opadłam na łóżko i włączyłam muzykę rozmyślając o tym co się wczoraj stało. Niebieskooki wybawca nie chciał wyjść z mojej głowy.


_________________________________________________________________________________
Przyśpieszyłam troszkę tempo i oto następny rozdział.
I jak?
Do kompletu brakuje nam tylko Zayna. 
Jak myślicie jako kto się pojawi? :)
Jutro jadę do Warszawy ponieważ w piątek mój brat bierze ślub! (walentynki, bleee)
Siedzę tydzień w domu i już umieram z nudy! 
Macie jakiś pomysł na zabicie jej? :)
lov ja! x

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

ps. jeżeli chcecie zobaczyć jak wygląda autorka (czyt. ja) zapraszam na mojego instagrama :) 

piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 5.

ROZDZIAŁ +16
_________________________________________________________________________________

Odwróciłam się do bruneta i spojrzałam na niego zaskoczona.
-Co Ty tu robisz? - zapytałam.
-Akurat przechodziłem, więc pomyślałem, że wypadałoby się przywitać z moją ulubioną kelnerką- podkreślił ulubioną ze złowieszczym uśmieszkiem na twarzy. Pewnie gdyby mógł to napisać, pod tym słowem widniałoby milion kresek i było by zakreślone milionem kolorów. Wyluzuj koleś!
-Och jakże miło z Twojej strony! Przecież jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. - ironia sączyła się z moich ust. Nie wiem dlaczego, ale irytował mnie ten koleś. 
-Dobra, nie ważne - Louis ruszył do przodu zostawiając mnie za plecami. Cholera, suka ze mnie! W końcu to ja wylałam kawę na jego bluzkę  i to raczej on powinien zachowywać się jak skończony kretyn a nie ja. 
-Zaczekaj - krzyknęłam i podążyłam za chłopakiem, który staną i powoli zaczął się obracać w moją stronę - Przepraszam, nie powinnam tak na Ciebie najeżdżać. W końcu nic nie zrobiłeś. Louis jeżeli dobrze pamiętam? - chłopak wyglądał na skonsternowanego i tylko kiwną głową -  Joana - wyciągnęłam do niego rękę, którą leciutko potrząsnął. - Ale znajomi mówią mi Jo.
-Ta, miło Cię poznać - powiedział szybko Louis i ruszył przed siebie. Starałam się dotrzymać mu kroku. Cholera, szybko chodził!
-Prawdopodobnie Twoja koszula jest już do niczego - na twarzy bruneta zamajaczył delikatny uśmiech, piękny uśmiech - więc może mogę wynagrodzić Ci jakoś tę stratę? - zapytałam ze skruchą w głosie i uśmiechnęłam się delikatnie.
Prawdopodobnie kolejne zaskoczenie dla chłopaka, bo spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Jesteś pełna niespodzianek, co Jo? - nawet nie wiesz jak bardzo. Ale pewnie nie takich niespodzianek jakich oczekujesz. - Jutro kolega urządza imprezę z okazji rozpoczęcia roku akademickiego, wpadniesz? - o cholera. Muszę przyznać, że tego się nie spodziewałam. Nie byłam na żadnej imprezie od ponad 2 lat! i Jeszcze tylu ludzi.. Kurde, nie wiem czy to dobry pomysł..
-Mogę wziąć ze sobą koleżankę? - proszę powiedz, że tak! 
-Jasne! - oh! Podekscytowanie. Pewnie im więcej lasek tym lepiej. Mam nadzieje, że to nie impreza w stylu `gej party`.. 
-W takim razie chętnie. Tutaj skręcam - wskazałam ręką wąską drużkę. 
-To do zobaczenia jutro o 20. Beżowy dom na Regenst Street 15A.
-Do jutra - odparłam posyłając mu delikatny uśmiech. 

Mam nadzieję, że Meg się zgodzi by pójść tam ze mną. Sama nigdzie się nie wybieram! Alternatywą jest jeszcze Ann, dziewczyna którą poznałam pierwszego dnia studiów. Od razu złapałyśmy wspólny język.
Skręciłam w ścieżkę prowadzącą do mojego domu, ciemno jak w dupie! W domu też nie paliło się żadne światło. Dziwne.. Meg nie mówiła, że gdzieś się wybiera. 
Po cichu otworzyłam drzwi i usłyszałam, że z salonu dobiegają stłumione głosy, a delikatne światło przebijało się do korytarza. Na paluszkach podeszłam do końca ściany oddzielającej duży pokój od hallu. Ruth siedziała na kanapie, opatulona kocem a jej oczy ledwo wystawały spod nakrycia. 
-Co oglądasz? - zapytałam zza ścianki działowej
-Aaaaa - pisnęła zaskoczona dziewczyna i prawie podskoczyła pod sufit.  - Chcesz żebym dostała zawału!!- wydarła się na mnie.
Zmarszczyłam tylko brwi i przechyliłam głowę skanując dziewczynę.
-Tylko nie mów, ze to horror.
-A właśnie, że tak! - dziewczyna wyglądała na dumną z siebie.
-Wiesz, że nie powinnaś oglądać filmów tego typu sama. Nie chce mieć zasikanej sofy! - nie to żeby kiedyś zeszczała się w gacie, ale nawet gdyby oglądała horror w towarzystwie 50 osób, srałaby ze strachu! Taka już jest Meg. - Buntowniczka z Ciebie. 
-Bardzo zabawne - słychać było irytacje w jej głosie. - Nie strasz mnie tak więcej jeżeli wciąż chcesz mieć współlokatorkę. Zostawiłam Ci trochę pizzy w kuchni.
-Dzięki - krzyknęłam do niej, wchodząc do kuchni. Wstawiłam pizze na 2 minuty do mikrofali i nastawiłam wodę na herbatę. Chociaż szczerz powiedziawszy wolałabym piwo. Niestety nasza lodówka nie była wyposażona w takie specyfiki. Usłyszałam dźwięk mikrofali i wyjęłam z niej nagrzane jedzenie. Zapach wbił mi się w nozdrza i dopiero teraz poczułam jak bardzo jestem głodna. Aż zaburczał mi w  brzuchu. 
Zalałam herbatę wrzątkiem i z kubkiem oraz talerzem powędrowałam do salonu. Usadowiłam się wygodnie na kanapie obok Meg.
-To co? Oglądamy? - zapytałam wpychając sobie kawałek pizzy do ust.
-Chyba już mi się odechciało. - skrzywiła się Meg. 
-Oh! Daj spokój. Ze mną nic Ci nie grozi. - drażniłam się z przyjaciółką która fuknęła tylko na mnie pod nosem i zaplotła ręce na piersiach z mina małego dziecka. Oo. Udajemy, że jesteśmy obrażone! - Mamy zaproszenie na jutro na imprezę. - humor od razu jej się poprawił.
-Od kogo? Jaką imprezę? - Spokojnie dziewczyno.
-Poznałam kolesia w kawiarni. Jego kumpel urządza na rozpoczęcie roku akademickiego. Pewnie będzie dużo kolesi. - powiedziałam wkładając kolejny kawałek pizzy do ust. Oczy dziewczyny świeciły się z podekscytowania.
-Super! - uśmiechała się od ucha do ucha.


***
-Może być? - spytałam przyjaciółki stając przed nią w zwykłym białym t-shircie na który zarzucona była koszula w kratę, krótkich jeansowych spodenkach, czarnych rajstopach i wiązanych botkach tego samego koloru. Włosy miałam spięte w kok.
-Eh.. Nie możesz czasem ubrać się jak normalna dziewczyna i zarzucić sukienki? - jak zwykle zrzędziła. Zmarszczyłam brwi, dając jej do zrozumienia, że nic z tego. Meg ubrana była w czerwone koturny i czarną zwiewną sukienkę, Swoje błąd włosy zaplotła w kłosa. Jak zwykle wyglądała zniewalająco. 
-Dobra, chodźmy bo się spóźnimy. Taksówka już czeka. - Zamknęłyśmy dom i wsiadłyśmy do zaparkowanego przed nim samochodu. Nie chciałam jechać na imprezę swoim starym pick-up`em. Trochę siara. Poza tym, przecież nie wykluczałam możliwości picia alkoholu. 
Troszeczkę zbłaźniłyśmy się z tą taksówką, gdyż adres pod który jechałyśmy, znajdował się 4 przecznice dalej. Ale któż mógł to wiedzieć? Pewnie tylko wujek google do którego nawet nie raczyłyśmy zajrzeć. 
Wygramoliłyśmy się z samochodu i zapłaciliśmy taksówkarzowi, rzucając mu trochę większy napiwek niż zazwyczaj. W końcu i tak prawie nic nie zarobił na tym kursie. 
W domu grała głośno muzyk a drzwi wyły otwarta, więc nawet nie fatygowałyśmy się się użyć dzwonka. W środku było mnóstwo ludzi, a muzyka grała na full! 
-Joo, przyniosę może drinki? - zapytała Meg, próbując przekrzyczeć muzykę. W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową. Nie będę się przecież drzeć. Dziewczyna skierowała się więc do baru, lecz nim zdążyła tam dotrzeć, została otoczona przez grupkę chłopaków.
Eh.. Nic nowego. Adoratorów nigdy jej nie brakowało. Zdążyłam się przyzwyczaić, że to ona jest tą ładniejszą i fajniejszą przyjaciółką. Znałam swoje miejsce w szeregu. W końcu kto oparły się wysokiej blondynce, ze zgrabną figurą, długimi nogami, piękną buźką i oszałamiającym uśmiechem? No właśnie.. Ja była tylko kurduplem z sianem brązowych włosów na głowie. 
Jako, że na napój przyniesiony przez przyjaciółkę nie mogłam liczyć, sama ruszyłam do baru. Kolejka była niemiłosierna. Kto w ogóle wymyślił open bar na takiej imprezie? Wystarczyłyby przecież kegi z piwem. Wszyscy i tak by się świetnie bawili.
-Cześć piękna - usłyszałam za sobą znajomy głos i uśmiechnęłam się pod nosem. Odwróciłam się powoli do chłopaka.
-Cześć Louis - przywitałam się.. grzecznie. Coś mnie pociągało w tych jego tatuażach i rozczochranych włosach.
-Jednak przyszłaś - wyszczerzył swoje białe zęby w uśmiechu. Hoho. Ktoś tu się cieszy na mój widok. A to nowość.
-Przecież mówiłam, że przyjdę. - powiedziałam lekko skonsternowana.
-No niby tak, ale nasze początki nie były najlepsze. Napijesz się czegoś? - zapytał. Popatrzyłam się na długą kolejkę przede mną, a potem na chłopaka.
-W innym przypadku myślisz, że po co bym tutaj stała? - yyy.. Koleś, ogarnij się. Louis złapał mnie niespodziewanie za rękę i poprowadził na przód kolejki. 
-Więc czego się napijesz? 
-Mohito? - odparłam po chwili zastanowienia.
-Alex! - krzyknął brunet i sekundę później kelner stał na przeciwko nas za ladą. Oczy wszystkich osób w kolejce złowieszczo skierowane były na naszą dwójkę. 
-Spokojnie ludzika - skrzywił się Louis. - To wy jesteście gośćmi u mnie, nie na odwrót. Więc wyluzujcie - gośćmi u mnie? Co? Co? Co? Przecież to miała być impreza jego kumpla. Głosy oburzenia ucichły i mój towarzysz znowu zwrócił się do Alex`a - Jedno mohito i piwo.
W mgnieniu oka dostaliśmy swoje zamówienie i Louis zaczął kierować się w stronę czegoś co przypominało lożę vip`ów, taką jak w klubach. Serio? Zrobili sobie loże vip`ów na domówce? Bez przesady. Podążyłam za chłopakiem i rozsiadłam się na wielkiej, czerwonej sobie. Cholera, wygodne to. Chyba jednak ten kącik był dobrym pomysłem.
-Długo mieszkasz w Londynie? - wypalił brunet wyrywając mnie z mojego świata.
-Ymmm.. Wprowadziłam się ponad tydzień temu. Wcześniej przyjeżdżałam tu co roku na wakacje. Moja babcie kiedyś tutaj mieszkała. A Ty? 
-Trzeci rok ekonomi. Jak przeprowadziłem się do Londynu, tato kupił mi ten dom. - odparł z dumą. Cholera, kolejne dziecko bogatego tatusia. Nienawidziłam tych rozpieszczonych gnojków. No ale dajmy mu szanse.
-Oh i potrzebowałeś pracy w kawiarni? - zapytałam z drwiną w głosie. Chłopakowi chyba nie spodobał się mój komentarz, ale nie odezwał się ani słowem. - Myślałam, że to impreza Twojego kolegi - przerwałam krępujące milczenie.
-Bo tak jest, tylko u mnie w domu. Ale nie ja ją zorganizowane - uśmiechną się chłopak - Jo.. Mogę Ci tak mówić, prawda? - kiwnęłam twierdząco głową - Nie miałaś przypadkiem przyjść z przyjaciółką?
-Owszem, przyszłam. - potwierdziłam. -Ale dopadło już ją stado napalonych samców. - chłopak zaśmiał się cicho pod nosem.



Po 2 godzinach niezbyt klejącej się rozmowy (cały czas musieliśmy przekrzykiwać muzykę) i 3 tańcach Louis zapytał:
-Może wyjdziemy się przejść? - oo tak! Było, gorąco, duszno i głośno. O wiele za głośno. A liczba ludzi przytłaczała mnie coraz bardziej z minuty na minute. 
-Chętnie  - odparłam z ulgą w głosie i skierowaliśmy się  do drzwi wyjściowych. Po drodze złapałam małą buteleczkę z wodą. Gdy wyszliśmy na zewnątrz, uderzyło we mnie świeże, chłodne powietrze.
-Tego potrzebowałam - uśmiechnęłam się do chłopaka i zaczerpnęłam łyka schłodzonego napoju. - Chcesz? - zapytałam wyciągając do niego buteleczkę. 
-Nie dzięki - odparł i ruszył w nieznanym mi kierunku, a ja tuż za nim. - Co studiujesz? - zapytał.
-Medycynę, chcę zostać neurochirurgiem - odparłam.
-Huh. Dziewczyna z wygórowanymi ambicjami - podsumował mnie chłopak.
-Huh. Chłopak z wygórowanym ego. - skrzywiłam się. Co on kurwa sobie myśli? Nie jestem idiotką. 
-Nie pozwalaj sobie - oho. Ktoś tutaj za dużo wypił. - I nie takim tonem maleńka.
Chłopakowi chyba coś padło na mózg. Procenty nie są zbyt dobrym przyjacielem trzeźwego myślenia. 
-Chyba powinniśmy wracać - zaproponowałam gdy dotarliśmy do blaszanych budowli, prawdopodobnie garaży. Takie delikatne danie do zrozumienia `nie chce mi się z Tobą gadać ani minuty dłużej`.
-Nie wydaje mi się. - złowieszczy uśmiech pojawił się na twarzy bruneta. Załapał mnie za rękę i pociągną miedzy blaszaki. 
-Pojebało Cię? - pisnęłam zaskoczona. Ale chłopak nic sobie z tego nie zrobił. Zaśmiał się tylko i przycisną mnie do jednego z garaży. -To nie jest wcale śmieszne.
-I nie ma być - nachylił się nade mną i szepnął mi do ucha, po czym się roześmiał. Kurwa, to jakiś psychopata! 
Próbowałam odepchnąć go, ale jest za silny. Szybkim ruchem ściągnął moją koszulę, złapał jedną ręką moje nadgarstki, uniósł je do góry i przycisną z całej siły do chłodnego metalu. Jęknęłam z bólu i przeszedł mnie chłodny dreszcz. Co tu się do cholery dzieje. 
Drugą ręką chłopa k przejeżdżał po moich udach i pośladkach wbijając w nie pazury. Do oczu cisnęły mi się łzy a głos uwiązł w gardle. NIE ROZPŁACZĘ SIĘ! NIE DAM MU TEJ SATYSFAKCJI!
-Zabawimy się maleńka - wyszczerzył swoje zęby i pociągną za dekolt mojej białek koszul, która pod wpływem jego siły rozdarła się na dwie  części i po kilku sekundach sekundach leżała u moich stóp.
Chłopak naparł na mnie całym swoim ciałem. Woń jego potu i perfum mieszała się z odorem alkoholu. Najgorszy zapach świata. Czułam jak żołądek wywraca mi się do góry nogami. Chyba zaraz zemdleję. To nie dzieje się na prawdę. To tylko zły sen. Powtarzałam sobie do złudzenia w myślach
-Louis, prosz..-lecz nie dane mi było dokończyć mojego błagalnego apelu gdyż jego język znalazł się w moich ustach penetrując ich wnętrze. Co on, kurwa, migdałków szuka?!
`TO NIE DZIEJE SIĘ NA PRAWDĘ. TO TYLKO ZŁY SEN`. Głuch jęk rozpaczy wydarł się w moich ust gdy resztkami sił próbowałam się wyrwać z rąk oprawcy. Nic z tego. 
Sekundę później poczułam mocne szarpnięcie i na barku Louis`a dostrzegłam czyjąś dłoń.
-Co jest? - krzyknął zdezorientowany gdy nieznajoma pięść leciała w kierunku jego obleśnej buźki. W świetle latarni dostrzegłam tylko blask tych niebieskich oczu...

________________________________________________________________________________
O cholera! W końcu skończyłam. Jak wam się podoba?
Louis badboy (przepraszam jeżeli kogoś uraziła postać Louisa! To tylko ff. pamiętajcie!)
Rozdział o wiele dłuższy od poprzednich ze względu na to, iż ostatnio były bardzo krótkie i rzadko się pojawiały. 
Jak wam się podoba muzyka do rozdziałów?

Pochwalę się sesje mam już za sobą. Zdane w pierwszych terminach. Łuuuuhuu! 
Love, Jo! 

PS. przepraszam jeżeli komuś przeszkadza liczba wulgaryzmów. Rozdział tego wymagał :D